poniedziałek, 29 czerwca 2009
Dobra decyzja
No dziś miał być wielki dzień. Pierwsze planowanie trasy, pierwsze loty poza obręb lotniska, pierwsze prawdziwe loty...
Przygotowania przed lotem polegające na omówieniu trasy, sposobie wyliczania odległości między zaznaczonymi odcinkami, prędkości przelotowych, poprawek na wiatr i kilku innych pomniejszych obliczeń nie było tak strasznie skomplikowane jak mi się na teorii wydawało - może to obycie z samolotem....
Tak czy inaczej z mapą w ręku do samolotu, przegląd, tankowanie i łycha :) nabieram prędkości a tu... prędkościomierz padł - pierwsza reakcja przerywamy start bo pas na Babicach długi więc miejsca sporo a wystarczy najprawdopodobniej przeczyścić tylko rurkę Pitotowi ;)
Z ziemi "Cebeki" wyglądały dość groźnie ale meteo nas uspokoiło a ten ostatni krag z awarią potwierdził, że nie jest tragicznie. Dlatego po sprawdzeniu dajnika ciśnienia dynamicznego ponownie zameldowałem się na Babice Radio 122,30.
Nieoczekiwanie zmieniono pas do startów z 10 na 28 - kulamy się więc od hangaru w lewo, ponownie próba silnika - wszystko gra.
"Proszę p zajęcie pasa 28 - KCR" - "KCR możesz zajmować" usłyszałem. szybkie kołowanie i już w osi centralnej pasa dostałem pozwolenie na start. w drugim zakręcie zobaczyłem otwartą paszczę frontu burzowego. Za pałacem kultury widać wyładowania. Za Łomiankami leje a w kierunku Pułtuska piękne i bardzo groźne chmury. Na pytanie instruktora "To jak chyba wracamy co?" - odparłem tylko z nieukrywaną ulgą - "no pewnie - ja mam żonę" :). Zgłosiliśmy zmianę planów i dostaliśmy nr 2 do lądowania. Inni najwyraźniej poszli za naszym przykładem. Za nami ustawiła się cała kolejka samolotów do lądowania. Kolejne załogi zgłaszały szybki powrót na lotnisko - W tle słyszałem numer 4, numer 5 do lądowania.....
Na prostej zaczęło tak miotać tą małą cesenką, że czułem jak mi pot spływał po karku. wiatr mocno z lewej - daję więc prawą nogę na ster, lotkami przechylenie w lewo tak mogę jakoś utrzymać schodzenie w osi pasa ale smagani wiatrem tańczymy na tym podejściu niczym piórko za odkurzaczem....Olewam starania by lądowanie było idealnie, miękko i na lekkim przeciągnięciu. Byle szybko na ziemi byle bezpiecznie i szybko z pasa - za mną następne załogi myślą o jednym - kawa w briefingu - byle tylko wyrwać się tym chmurom.... Udało się...jeszcze na dobiegu wiatr podwiewa skrzydło mimo kontry lotkami przeciwnie do jego kierunku. Szybko więc zamykam klapy by zmniejszyć opory. Zwalniam, podmuchy coraz mniejsze w końcu mówię "pas wolny KCR". spokojne kołowanie pod hangar - i uśmiechy a ustach - to była dobra decyzja...
Jeszcze w świetle ostatniego wypadku SP-ZAP nie mogę uwierzyć, że kiedy my lądowaliśmy - i to nie tylko piloci uczniowie ale i doświadczeni piloci - znalazło się jednak kilku, którzy muszą polecieć - w końcu jechali na lotnisko do swojego pięknego samolotu całą godzinę i na pewno nie będą czekać. Nie wiem skąd u ludzi tak mało instynktu samozachowawczego.....
Z pozdrowieniem lotniczym i do zobaczenia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz